sobota, 1 listopada 2014

Początki bywają trudne. Chyba najtrudniejsze.

Myśl o założeniu bloga chodziła za mną już ponad dwa lata, ale zawsze czegoś brakowało: pomysłu, zdolności, mocnego bodźca, motywacji, determinacji, cierpliwości, wiary. 
Zapraszam na mój Instargram fit.gagatekk :)

Pisac lubiłam zawsze. Zawsze też byłam nieśmiała (o czym nikt poza mną nie wie, bo czy dusza towarzystwa może byc nieśmiała? A no jak widac może). Bałam się reakcji ludzi (Twojej reakcji, mój kochany czytelniku), krytyki, porażki. Nie potrafię nie słuchac ludzi. Ich zdanie jest dla mnie bardzo ważne i czasami bardzo bolesne. Niemniej jednak przyszedł ten czas, kiedy marzenia przerosły strach, więc piszę.

Moja przygoda z szeroko rozumianym zdrowym stylem życia zaczęła się już w drugiej gimnazjum, zupełnie bez większego powodu. Nie byłam ani chora, ani gruba. Wręcz przeciwnie, zawsze miałam niedowagę, co zupełnie mi nie przeszkadzało. Zawsze jadłam co chciałam i ile chciałam. Byłam jedną z tych osób, które słyszą "Jak to jest, że tyle jesz, a jesteś taka chuda?". I to nie tak, że tylko mi się wydawało, że jem dużo, naprawdę jadłam dużo (i niezdrowo przy okazji), ale ten wiek i dojrzewanie rządzi się swoimi prawami. Na śniadanie: płatki z mlekiem, do szkoły 2-3 kanapki, jabłko i banan, po szkole słodki napój, obiad dwudaniowy, często rzeczy smażone i bardzo tłuste, później kilka cukierków na deser, czasami paczka Łakotek maczanych w kawie, przed kolacją dwie kajzerki z roztopionym serem i ketchupem, no a na kolację to różnie - kiełbaski, parówki, jajka, chlebek, pizza, co tam mama zrobiła. Chyba większośc nastolatków się tak odżywia i może to tak właśnie musi byc. Obawiam się, że gdybym wtedy liczyła kalorie i jadła czysto to moje dojrzewanie i zmiana w kobietę mogłyby się nieco skomplikowac. I skomplikowały się, ale z innego powodu.
W pierwszej gimnazjum poznałam chłopaka. Zaczęło się. Chyba była to pierwsza miłośc. A teraz możecie się śmiac: poznałam go w internecie i na tym się skończyło, ale była to znajomośc naprawdę intensywna. Był starszy, przystojny, opiekuńczy, imponował mi. No cóż, chyba każda nastolatka by oszalała. Rozmawialiśmy codziennie przez skype, telefon, smsów wysyłaliśmy miliony i tak to trwało z większymi czy mniejszymi przerwami. W końcu po wielu miesiącach znajomości zaplanowaliśmy nasze spotkanie (z dużym wyprzedzeniem). Musiałam więc go zachwycic, wyglądac najlepiej jak tylko może wyglądac dziewczyna. Sprawic by oszalał na moim punkcie i został ze mną.
Miałam 163cm wzrostu i ważyłam 49 kg. Zawsze coś trenowałam więc nie byłam skinny fat (mimo tej fatalnej diety). Niemniej jednak dla M. musiałam wyglądac lepiej. Chciałam zrzucic 2kg. I zrzuciłam...
Na oddział pierwszy raz trafiłam bodajże 17 maja. Anorexia nervosa. 37kg, mnóstwo wody w worku osierdziowym i wokół miednicy, brak miesiączki, łysiejąca głowa, puls 39, sine kończyny i paznokcie, zawroty głowy, szum w uszach, siniaki (kości przebijają skórę i tak powstają setki siniaków, nic przyjemnego), depresja, jeszcze 2 miesiące i mogłoby mnie tu nie byc. Nie chcę się rozpisywac na ten temat. Nie ma się czym szczycic. Jeśli ktoś będzie zainteresowany napiszę o tym innym razem. Do szpitala trafiłam ponownie we wrześniu tegoż samego roku, gdy znów utraciłam to, co w maju przybrałam. Tym razem musiałam posiedziec trochę dłużej. Wyszłam ważąc 46kg. Wiedziałam, że nie mogę i nie chcę już chudnąc, ale przytyc też nie chciałam, a okresu wciąż nie było.
W maju następnego roku poznałam mojego kochanego K. dzięki któremu pokonałam chorobę, poczułam się piękna. Zrozumiałam, że muszę jesc, że jedzenie nie robi mi krzywdy. Zjadłam pierwszą, niewmuszoną kostkę czekolady. Smakowała najlepiej na świecie. Przepłakałam pół nocy, mając tak okropne wyrzuty sumienia, ale stało się. Następnego dnia zjadłam kolejne kostki.. W końcu jadłam 6 czekolad dziennie, płacząc potem, gardząc sobą i nienawidząc się. Chciałam wymiotowac, ale nie potrafiłam. Napady obżarstwa. Prawie bulimia. Przytyłam - to oczywiste i wreszcie ważyłam tyle ile powinna ważyc zdrowa, prawie dorosła kobieta, ale nie czułam się dobrze.
W końcu zmądrzałam, tak naprawdę. Zaczęłam jesc czysto i odpowiednio dużo, cwiczyc na siłowni, biegac. Liczyłam kalorie, ale już nie obsesyjnie tylko dla lepszej kontroli i efektów. Efekty były. Jędrne ciało, niski poziom tłuszczu, pojawiający się kaloryfer, widoczne mięśnie ud i ramion.
Ale przeszłosc zawsze z nami zostaje. Mogę jesc dwa tygodnie czysto, cwiczyc codziennie lub nawet dwa razy dziennie, lecz kiedy sięgnę po coś zakazanego wszystko się sypie. Zamiast zjesc pół czekolady ja zjadam 3 czekolady, dwie bułki, pizzę,  ciastka. Potem są wyrzuty. Postanowienie poprawy. Kolejny dzień i kolejne porażki. I w tydzień marnuję wszystko na co pracowałam miesiącami.
Muszę się nauczyc normalnie życ. I ten blog ma mi w tym pomóc.

Jestem Agata i rozpoczynam moją walkę o zdrowe ciało, zdrowy umysł, równowagę, kratę na brzuchu, duże bicki, pierwszy maraton i 70 kg na przysiad. 

Będę pisac tu dla siebie i motywowac przy okazji Was, jeśli tylko zechcecie. Wiedzę mam naprawdę ogromną (i wbrew pozorom jestem skromna. Tym razem mówię prawdę). Każdy dzień będę opisywac pod kątem diety i treningu. Ma byc czysto, pysznie, aktywnie i pozytywnie!
*Jeśli ktoś dotrwał do końca - moje gratrulacje! :)

"Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą."
A.

8 komentarzy:

  1. Niesamowita historia, juz czekam na nastepna notke ! ;* a propo Twojego zdrowia jesli mozna wiedziec teraz wszystko wporzadku miesiaczka wrocila.? Caluski <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak kochana, wszystko w porządku. Dziękuję, że tu jesteś. :)

      Usuń
  2. O jaaa...aż niemozliwe, ze 'znalazłam' osobę, ktora przeżywa to samo co ja. Sama mam anoreksje, na szczęście w moim przypadku nie potrzebowałam zamkniętego oddziału, ale napady na słodycze mnie nachodzą i po nich mam ochotę poodcinac tłuszcz z całego ciała, którego w rzeczywistości nie ma. Przepraszam, ze to piszę, ale zbyt bliski był Twój wpis. Trzymaj się i ciesz się, jak najbardziej się da, ze masz kogos, kto daje Ci siły. Powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będę się bawic w psychologa ani pocieszyciela. Nikt Cię nie wyleczy. Walczyłam z tym ponad dwa lata (zakładając że teraz nie jestem już chora), obiecywałam najważniejszym osobom w moim życiu, zaklinałam się na wszystko, powtarzałam jak zaklęta, że chcę wyzdrowiec i wiesz co? Nie zdrowiałam. Bo nie chciałam. To jedyny sposób by wyzdrowiec. Musisz chciec, całą sobą. To cholernie trudne, ale spróbuj. Jesteś na pewno piękna, masz na pewno wspaniałych ludzi w okół siebie, warto. Życie z tą suką to nie życie. Trzymam za Ciebie kciuki. W razie czego służę pomocą. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuj bardzo, cholernie prawdziwe słowa. Wiem, ze chcę, a jedyną rzeczą, którą moglabys dlanie zrobic, to pomoc w ułożeniu racjonalnej diety, zakładając, ze ćwiczę 4-5 razy w tygodniu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno będę zaglądać tak samo często jak na instagrama ;)
    Wytrwałości w życiu i w blogowaniu :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, to co napisałaś, robi wrażenie !
    Może nie jest to miłe, ale świadomość, że dałaś rade i chcesz z tym wygrać jest niesamowita ! Oby tak dalej !

    OdpowiedzUsuń
  7. Powinnaś pisać, pisac i jeszcze raz pisać. Stworzyć przeciwwagę dla tych wszystkich motylkowych, odchudzajacych stron i uświadamiać dziewczynom, co to znaczy... ja też keidyś tak się zabierałam za spalanie tłuszczu że zaczynałam wyglądać i czuć się, jak typowa jednostka chorobowa... nam, kobietom niestety brakuje zdrowego rozsadku w takich sytuacjach ;/

    OdpowiedzUsuń